niedziela, 31 maja 2015

Rodział 4

   Z całych sił waliłam w drzwi samochodu. Nie widząc rezultatów, kopnęłam drzwi. Moją kostkę przeszył ból.
 - Szlag. - zaklęłam pod nosem, złapałam się za kostkę i rozejrzałam.
   Moją uwagę przykuł nóż leżący od strony pasażera. Bez zastanowienia chwyciłam go i próbowałam otworzyć drzwi. Nie jestem najlepsza we włamaniach. Zdenerwowana rzuciłam nożem w szybę. Nie mogłam się poddać. Usłyszałam trzask i deszcz kawałków szkła spadł na trawnik. Szybko przeszłam przez okno samochodu zapominając o bólu. Upadłam na trawnik. Było chłodno i ciemno. Usłyszałam czyjś głos. Mężczyzny.
 - Nie wiesz, że lepiej nie stawać mi na drodze?
    Spojrzałam w stronę dochodzącego głosu. Adrian. Musiałam mu pomóc. Przejechałam szybko ręką po trawie.
 - Jest. - szepnęłam sama do siebie.
   Chwyciłam nóż i wstałam. Zakradłam się do napastnika. Lekko kucnęłam i rzuciłam się mu na szyję. Nóż przyłożyłam do jego krtani i czekałam. Mężczyzna nie spodziewał się ataku tak samo jak Adrian. Stał i wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
 - No zrób coś idioto! - wrzasnęłam.
    Adrian się otrząsnął i stanął przed mężczyzną.
 - Witaj i żegnaj, Mark. - powiedział i wbił mu nóż w serce.
    Zeskoczyłam z Mark'a w momencie kiedy jego ciało osunęło się na ziemie. Patrzyłam na drgające ciało. Zemdliło mnie. Poczułam, że moje nogi się pode mną uginają. Upadłam. Można tak powiedzieć bo w ostatniej chwili Adrian stanął za mną i przytrzymał mnie.
 - Nic ci nie jest? Możesz iść? - zapytał.
 - Wszystko w porządku.
   Spróbowałam stanąć o własnych siłach ale znowu upadłam.
 - Grawitacja chyba cię lubi. - zaśmiał się Adrian i wziął mnie na ręce.
   Delikatnie położył mnie na tylnym siedzeniu. Wyciągnął z bagażnika koc i przykrył mnie. Usiadł za kierownicą. Silnik było odpalony.
   Przez całą drogę powrotną nie rozmawialiśmy. Widziałam tylko jak od czasu do czasu zerka na mnie w lusterku. Pod koniec drogi poczułam zmęczenie. Ból w kostce powrócił. Czułam jak głowa mi pulsuje. Chwilę później zemdlałam.

***
 
 - Mary, wstawaj.
    Otworzyłam oczy i kilka razy zamrugałam, zanim moje oczy przyzwyczaiły się do światła. Usiadłam ale chwilę później pożałowałam mojej decyzji. Ból głowy nasilił się a przed oczami miałam tylko ciemność.
 - Gdzie jestem? - wykrztusiłam łapiąc się za głowę i zaciskając powieki.
 - W domu. Myślałem, że śpisz ale za nic nie mogłem cię obudzić.
 - Moja kostka... - wymamrotałam przypominając sobie wydarzenia z nocy.
 - Opatrzyłem ją. Była spuchnięta. Dobrze się czujesz?
 - Tak, nie.. nie wiem. Głowa mnie boli. - powiedziałam i otworzyłam oczy. Przede mną kucał Adrian. W jego oczach widziałam troskę. Ręce trzymał mi na kolanach. Jego dotyk koił moje podrapane kolana.
 - Przynieść ci jakieś leki?
 - Są w kuchni. Górna szafka zaraz przy drzwiach.
    Adrian wstał i wyszedł z sypialni. Opadłam na łóżko. Patrzyłam na śnieżnobiały sufit. Kim był ten mężczyzna? Czego chciał ode mnie i od Adriana? Skąd w ogóle Adrian znał tego mężczyznę? Było wiele pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Adrian. On mógł mi to wszystko wyjaśnić. Może zachciałby mi powiedzieć o co chodzi. Odkąd poznałam Adriana moje życie się zmieniło. Za bardzo. Już nie byłam tą samą Mary - szczęśliwą, pełną optymizmu i radości. Ona już nie wróci. Moje życie może się skończyć w każdej chwili. Zawsze tak było ale nie odczuwałam tego. Teraz wiem, że mogę umrzeć jutro rano, wieczorem, za tydzień... Nie mogłam czuć się bezpiecznie kiedy na każdym kroku spotykałam bandytów...
    Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że w drzwiach stoi Zoey.
 - Mar... wszystko w porządku? - zapytała ze strachem w głosie.
 - Tak. Wejdź Zoey. Coś się stało?
 - Nie. Martwię się o ciebie. Ostatnio się zmieniłaś. - stwierdziła siadając obok mnie.
    Śmieszne. Nawet moja siostra, z którą rzadko się spotykam widzi, że dzieje się coś złego.
 - Wydaje ci się. Jestem... po prostu zmęczona. Ostatnio nie mogę zasnąć w nocy. Nie musisz się martwić. Właśnie, jak tak w szkole? Nadal ci dokuczają?
 - Czasami. Staram się je ignorować ale jest ciężko.
 - Nie wątpię. Też przez to przechodziłam. Uwierz, twoja cierpliwość będzie wynagrodzona. - mrugnęłam do niej z uśmiechem.
 - Mam nadzieję - odwzajemniła słaby uśmiech i spojrzała mi w oczy. - Pamiętaj, że jeśli się coś stanie, chcę być pierwszą osobą, która się o tym dowie.
    Widziałam w jej oczach powagę. Taka młoda a taka opiekuńcza. Jest po prostu idealna.
 - Obiecuję. - powiedziałam.
    Usłyszałam dźwięk, który przypominał tłuczenie szkła. Zerwałam się na równe nogi i, zachowując czujność, zakradłam się do holu.
 - Cholera. - powiedział Adrian.
    Wślizgnęłam się do kuchni i zobaczyłam jak zbiera kawałki talerza z podłogi.
 - Co tu się dzieje? - zapytała Zoey próbując mnie minąć.
    Stałam w drzwiach i patrzyłam na... kobietę. Stała w rogu kuchni i patrzyła na Adriana. Nagle podniosła wzrok na mnie. Uśmiechnęła się i rozpłynęła w powietrzu. Moje usta otworzyły się automatycznie. Czułam jak moje nogi się uginają. Znowu widziałam tylko ciemność. Ktoś mnie wołał i coś mówił ale słyszałam to jakbym była pod wodą. Cofnęłam się i poczułam ścianę. Osunęłam się na podłogę.


czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 3

   Obudziło mnie pukanie do drzwi.
   Wstałam i rozejrzałam się po pokoju. Dopiero po chwili zrozumiałam gdzie jestem. Leżałam na łóżku w sypialni.
 - Dzień dobry - powiedział Adrian opierając się o framugę drzwi. - Długo spałaś.
   Spojrzałam na zegarek, który stał koło łóżka.
 - Już 13? - spytałam patrząc z przymrużonymi oczami na zegar.
 - Jak widać. Ubierz się. Chciałbym ci coś pokazać.
 - Daj mi 10 minut. - uśmiechnęłam się do niego.
   Odwzajemnił uśmiech i wyszedł zamykając drzwi za sobą.
   Szybkim krokiem podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej czarną koszulkę i dżinsy. Zrobiłam lekki makijaż i rozczesałam włosy.
   Zbiegając po schodach usłyszałam, że Adrian z kimś rozmawia. Chodził niespokojnie po kuchni.
 - Przecież wiesz, że to nie jest łatwe zadanie - szeptał do telefonu - Mary jest w niebezpieczeństwie. Nie wiem czego mam się spodziewać. Napastnik może nas obserwować i zaatakować w każdej chwili. Chris, wiem, że naszym zwierzchnikom nie spodoba się jeśli coś jej się stanie. Postaram się wszystkiego dopilnować. Daj mi szansę. Ten jedyny raz. - rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
   Szybko wróciłam na schody. Zeszłam jeszcze raz, gdy Adrian stanął w holu. Przyglądał mi się.
 - Gotowa?
 - Chyba tak.
 - Daj kluczyki od samochodu i zakładaj kurtkę. Zimno jest.
   Posłusznie podałam mu kluczyki i weszłam do przedpokoju. Jednym ruchem założyłam buty i sięgnęłam po skórzaną, czarną kurtkę. Wyszłam przed dom i zamknęłam drzwi.
   Było chłodno i ponuro. Czułam jak wiatr buja moimi włosami. Podeszłam do samochodu, w którym czekał na mnie Adrian. Usiadłam na miejscu pasażera.
 - Dokąd jedziemy? - spytałam zapinając pasy.
 - Zobaczysz. - powiedział zakładając przeciwsłoneczne okulary.
   Wydało mi się to dziwne, ponieważ słońce zasłaniała gruba warstwa chmur. Może chciał mnie gdzieś wywieźć? Nie. To niemożliwe.
   Po 30 minutach dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowaliśmy na niewielkim parkingu. Wokół była ogromna polana.
 - Załóż to. - polecił mi Adrian stając za mną.
   Odwróciłam się. W ręku trzymał chustę. Spojrzałam na niego pytająco. Uśmiechnął się.
 - To miała być niespodzianka, prawda?
   Odwróciłam się do niego plecami.
 - Załóż. - rozkazałam.
   Przed oczami jedynie co widziałam to czarny obraz. Wiedziałam, że jest to jego apaszka. Pachniała słodyczą.
 - Ufasz mi? - zapytał.
 - Sama nie wiem. Mam tylko nadzieję, że się nie przewrócę. - uśmiechnęłam się.
   Pociągnął mnie lekko za rękę i instruował mnie:
 - Uważaj! - krzyknął.
   Potknęłam się o wielki kamień. Zanim jednak upadłam, Adrian skoczył i złapał mnie.
 - Nic ci nie jest?
 - Nie - otrzepałam się. - Następnym razem powiadom mnie wcześniej zanim w coś wejdę.
   Stanął obok mnie. Jedną ręką trzymał mnie za biodro a drugą złapał mnie za rękę. Znowu poczułam jego zapach.
   Po kilku minutach zatrzymał mnie. Odwiązał apaszkę i zdjął mi ją z oczu.
 - I jak? - zapytał.
   Stanął obok i przyglądał mi się z uśmiechem.
   Stałam przed jeziorem. Wokół rosły różnorodne drzewa. Słyszałam śpiew ptaków.
 - Jest... Tu jest pięknie. - wymamrotałam.
 - Wiedziałem, że ci się spodoba - stwierdził z uśmiechem. - Usiądziesz?
   Spojrzałam na niego. Ręką wskazywał ławkę za mną. Cofnęłam się kilka kroków i usiadłam na drewnianej, starej ławce. Adrian poszedł w moje ślady i w jednej chwili znalazł się obok mnie.
 - Dlaczego mnie tu przywiozłeś?
 - Należy ci się chwila tylko dla siebie. Chciałem, żebyś choć na chwilę zapomniała o problemach.
 - To miło z twojej strony.
   Wpatrywałam się w jezioro. Chciał, żebym zapomniała o swoich problemach. Ciekawe. Zastanawiałam się o co chodziło dziś rano. Nasze spotkanie to nie przypadek? Chęć poznania kogoś o tych samych zainteresowaniach? Kto jest jego zwierzchnikiem? O co tutaj chodzi?! Nie wiedziałam, czy zapytać się go o ten telefon.
 - Chciałabym wiedzieć o tobie więcej. - stwierdziłam po chwili namysłu.
 - A co dokładnie? - zapytał wpatrując się we mnie swoimi jasnozielonymi oczyma.
 - Gdzie pracujesz?
   Zastanowił się chwilę.
 - Pracuję w sklepie. Na Kendell Street.
 - A kim jest dla ciebie Chris?
 - Przyjacielem.
 - Nie pracuje z tobą?
 - Nie. Dlaczego pytasz?
   Powiedzieć mu prawdę?
   Słońce powoli nurkowało w jeziorze.
 - Słyszałam.
 - Co słyszałaś?
 - Twoją rozmowę z Chrisem. Dziś rano.
   Mówiłam niepewnie. Nie potrafiłam na niego spojrzeć. Zdenerwował się i gwałtownie wstał. Przeczesał palcami włosy.
 - Ile? Długo mnie podsłuchiwałaś?
 - Nie. O co z tym chodzi? Dlaczego mnie pilnujesz? Jakie zadanie?
 - Nie mogę ci powiedzieć. Nie powinnaś mnie szpiegować.
 - Schodziłam po schodach. Usłyszałam za dużo. Nie podsłuchiwałam, to był przypadek.
 - Jednak nie powinnaś.
 - Powiesz mi?
 - To nie czas, Mary - nachylił się przede mną i szepnął. - Może kiedyś. Nie jesteś teraz gotowa aby poznać prawdę.
 - A kiedy będzie?
 - Nie wiem. - przyznał i wyprostował się.
   Wstałam i podeszłam do brzegu jeziora. Słońce już prawie zaszło za horyzont. Adrian stanął za mną i podał mi różę.
 - Kiedyś ci powiem. Jeszcze nie mogę. Moi zwierzchnicy nie daliby mi żyć. Przysłaliby do ciebie innego chłopaka. Prawdopodobnie Chrisa. Musisz wiedzieć jedno, Mar - nachylił się i szepnął mi do ucha. - Jesteś bezpieczna i nic ci nie grozi.
   Przyjęłam różę i odwróciłam się do niego przodem. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Spojrzałam w jego oczy. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przyjrzałam się róży i znowu skierowałam wzrok na Adriana.
 - Kiedyś? Jak długo mam czekać aby dowiedzieć się kim jesteś?
 - Nie długo, Mar. Nie długo. - złapał mnie za rękę.
 - Ufam ci - przytuliłam się do niego. - Ufam, że mnie nie okłamiesz.
 - Nigdy. Nie potrafiłbym. - położył mi rękę na głowie.
   Staliśmy przytuleni do siebie przez kilkanaście minut. Nie chciałam go puszczać. Czułam się bezpieczna w jego obecności.
 - Musimy wracać. - powiedział.
   Nie puścił mnie. Może wiedział? Wiedział, że czuję się swobodnie? Nie wiem. Nie obchodziło mnie to.
 - Odwieziesz mnie?
 - Jasne. Chodź. - powiedział.
   Objął mnie ramieniem. Szliśmy ścieżką miedzy łąkami. Nie odzywaliśmy się.
   Docierając do samochodu powiedziałam:
 - Zostaniesz u mnie?
   Przystanął i wpatrywał się w moje oczy.
 - Jeśli tego chcesz. Dobrze, zostanę.
   Otworzył mi drzwi od strony pasażera. Usiadłam i czekałam aż ruszymy. Adrian odpalił silnik. Światła się zapaliły a przed samochodem stał wysoki mężczyzna. Miał czarną, skórzaną kurtkę, czarne spodnie i buty. Szybkim krokiem ruszył w moją stronę. Otworzył drzwi i szarpnął mną tak mocno, że upadłam na ziemię. Chwycił mnie za włosy i, ciągnąc mnie po ziemi, otworzył drzwi czarnego SUVa stojącego nieopodal. Wepchnął mnie tam i zamknął.
   Ruszył w stronę Adriana.

środa, 13 maja 2015

Rozdział 2

 - Idę do sklepu. Kupić wam coś? - zapytała Kate szukając drobnych w portfelu.
 - Nie, dziękuję. - powiedziałam i usiadłam na ławce.
   Ten dziwny telefon. Nie dawało mi to spokoju. Bałam się oderwać wzrok od jasnozielonej trawy aby spojrzeć na przyjaciółkę. Bałam się, że zobaczę mordercę, porywacza. Nie wiedziałam, czy mogę zaufać Adrianowi. Nie znałam go i nie byłam pewna, czy mam wierzyć w jego słowa.
 - Ja poproszę Colę - powiedział Adrian. - Pieniądze oddam ci jutro.
 - Nie trzeba. - powiedziała Kate zamykając portfel.
   Odeszła. Zostałam sama z Adrianem. Czułam się niekomfortowo. Jak zacząć rozmowę?
 - Ej, nie bój się - powiedział siadając obok mnie na ławce. - Masz tak przerażoną minę, że sam zaczynam się bać.
 - Ja... Czy to prawda?
 - Co? - nie zrozumiał - Chodzi ci o ten telefon? Słyszałem to i owo na ten temat. Ale nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy jest to prawda. - pochylił się i chwycił mnie pod brodą tak, że byłam zmuszona patrzeć w jego oczy. - Jeśli się boisz, mogę cię odprowadzić do domu.
   Przyglądał mi się a ja nie mogłam odwrócić wzroku. Było około godziny 12:00. Razem z Kate planowałyśmy iść na zakupy, jakiś obiad i kolację.
 - Nie jestem pewna.. - odwróciłam gwałtownie głowę i znowu wpatrywałam się w trawę.
   Patrzył na mnie. Czułam na sobie jego wzrok. Wiedziałam, że nie odpuści. Jak każdy facet. Postawi na swoim. Nie pomyliłam się.
 - Ale ja jestem. Odprowadzę cię - mówiąc to spojrzał na polanę przed nami. - Nie chcę, żebyś się bała.
 - Czemu to robisz? Czemu zależy ci na moim bezpieczeństwu? - odważyłam się spojrzeć na niego.
   Do oczu napłynęły mi łzy. Bałam się. Bałam, że stanie się coś złego. Nie mogłam czuć się pewnie i bezpiecznie na otwartym terenie. Czułam się obserwowana. Osaczona. To absurdalne. Przecież w pobliżu jest tylko Adrian. Co się ze mną dzieje? Nigdy nie odczuwałam tak silnie swoich emocji.
 - Ponieważ - spojrzał na mnie ze współczuciem - zależy mi na bezpieczeństwu innych. Mam też nadzieję, że to wszystko to bzdura i nic ci się nie stanie.
 - Gazeta... - teraz do mnie dotarło.
 - Hmm..? - przechylił głowę i przyglądał mi się pytająco.
 - Dziś rano czytałam gazetę. Porwano 7-letnią dziewczynkę. W Parku Narrowstreets - wstałam gwałtownie. - musimy stąd iść!
 - Mary, spokojnie. Nic ci nie grozi.
 - Nie rozumiesz?! A jeśli to prawda i grozi mi niebezpieczeństwo?
 - Jestem tu - wstał i przytulił mnie. - Nie pozwolę by ci się coś stało.
   Zapłakana wyrwałam się z jego uścisku. Cofnęłam się do tylu i wpadłam na Kate.
 - Wszystko w porządku? - spytała.
 - T-tak... Wszystko w porządku. - powiedziałam ocierając łzy i ponownie usiadłam na ławce.
   Po 13:00 wybraliśmy się na zakupy. W centrum zeszło się nam ponad 5 godzin. Zanim jednak się rozstaliśmy postanowiliśmy zjeść wspólną kolację w KFC. Kate poszła zamówić a ja znów zostałam sama z Adrianem.
 - Gdzie zostawiłaś samochód? - spytał po dłuższej chwili milczenia.
 - Samochód? Koło parku.
 - Pójdę tam z tobą - mówił obojętnie, czytał gazetę. - Chyba, że nie chcesz.
   Nie odezwałam się. Jednak po chwili zastanowienia powiedziałam:
 - Myślałam, że koniecznie chcesz mnie odprowadzić.
 - Chcę - powiedział odkładając gazetę. - Nie będę się jednak narzucać. Zdecyduj.
 - Mogę ci zaufać? - spytałam niepewnie i spojrzałam w jego jasnozielone, głębokie oczy.
   Nachylił się nad stołem. Nasze twarze znalazły się w oddali zaledwie jednego oddechu. Czułam jego wodę kolońską. Pachniał słodyczą.
 - Myślę, że możesz - powiedział z nonszalanckim uśmieszkiem. - Ale zależy to od ciebie. Jeśli chcesz mi zaufać to zaufasz, jeśli nie chcesz to nie.
   Usiadł z powrotem i oparł się wygodnie. Nie odezwał się więcej.
   Po kilku długich minutach przyszła Kate z kubłem pełnym kurczaków.
 - Dobrze - powiedziałam, gdy Kate poszła po napoje. - Zaufam ci.
   Odpowiedział mi uśmiechem.
   Zjedliśmy cały kubeł w zaledwie 10 minut. Od rana nic nie miała w ustach i to było coś o czym marzyłam - kolacja z przyjaciółmi.
   Przed centrum rozstaliśmy się. Kate ruszyła w stronę swojego domu, a ja z Adrianem poszliśmy po mój samochód.
 - Miło mi. - powiedział nagle.
 - Co? - nie zrozumiałam.
 - Miło, że mi zaufałaś.
 - Nadal nie jestem pewna swojej decyzji. - powiedziałam z uśmiechem.
   Było ciemno. Ulicę rozświetlało kilka latarni, które migotały. Usłyszałam szelest w krzakach. Przystanęłam i zobaczyłam postać. Cofnęłam się. Mrużyłam oczy aby dostrzec twarz "napastnika". Postać wyłoniła się z krzaków. Spojrzał na mnie.
 - Chris! - zawołał Adrian z uśmiechem.
 - Adrian? Co ty tu robisz o tej godzinie z.. nią? - wskazał na mnie głową.
 - To jest Mary - powiedział. - Mary to jest Chris.
 - Miło mi. - powiedziałam z bijącym sercem.
 - Mi również. Dokąd idziecie?
 - Po samochód do Parku Narrowstreets.
 - Mogę się zabrać z wami?
 - Mary...
 - Jasne - nie dałam mu dokończyć. - Znaczy.. jak chcesz.
   Ruszyliśmy w trójkę. Opowiadali sobie jakieś historie ale ich nie słuchałam. Nadal rozmyślałam nad tym telefonem. Wyciągnęłam go z kieszeni dżinsów i sprawdziłam czy nikt nie dzwonił. Przy zakupach wyciszyłam telefon. Miałam nadzieję, że w ten sposób o wszystkim zapomnę. Rozglądałam się dookoła.
 - Mary, wszystko w porządku? - Adrian złapał mnie za ramię.
   Odskoczyłam i powaliłam go na zimie. Byłam przerażona. Dopiero po chwili zrozumiałam co zrobiłam.
 - O mój Boże! Przepraszam, Adrian. Ja .. Ja nie chciałam. - próbowałam pomóc mu wstać.
 - Wszystko w porządku, Mary. - powiedział z uśmiechem.
   Chwycił rękę Chrisa i wstał. Złapał się za głowę i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
 - No, no. Nie wiedziałam, że potrafisz się bronić. - stwierdził przeczesując włosy.
 - Przepraszam. - wyszeptałam.
 - Nic się nie stało. Chodźmy. Zrobiło się późno.
   Spojrzałam na zegar. Wskazówki pokazywały godzinę 20:23.
   Dotarliśmy do mojego samochodu. Zaczęłam przeszukiwać torebkę. Znalazłam kluczyki i chciałam wsiąść do samochodu. Zanim jednak usiadłam na miejscu kierowcy Adrian złapał mnie za rękę.
 - Pozwól, że poprowadzę - obszedł samochód i otworzył drzwi od strony pasażera. - Proszę.
   Niechętnie podałam mu kluczyli i wsiadłam do auta. Usiadł za kierownicą, pożegnał się z Chrisem i odpalił silnik. Powoli wyjechaliśmy z parkingu.
 - Dokąd? - spytał.
   Powiedziałam mu jak dojechać i zapatrzyłam się w ciemność za oknem.
 - Mieszkasz sama?
 - Czemu pytasz?
 - Zastanawiam się, czy nie lepiej będzie jeśli zadzwonisz po kogoś. No wiesz, żeby u ciebie nocował.
   Popatrzyłam w jego stronę. Spojrzał się na mnie. Parę sekund później znów patrzył na drogę.
 - Adrian?
 - Tak?
 - Mógłbyś ze mną zostać? - spytałam wpatrując się w punkt znajdujący się daleko przed nami.
 - Czekałem aż to zaproponujesz. - zaśmiał się głośno.
   Dojechaliśmy do mojego domu. Adrian oddał mi kluczyki od samochodu. Szybko znalazłam klucze od domu, otworzyłam je i wślizgnęłam się do środka.
 - No, no. Ładne mieszkanie. - stwierdził.
   Rozglądał się jak Zoey dziś rano. Teraz sobie przypomniałam. Powinnam do niej zadzwonić. Wyciągnęłam telefon i wybrałam jej numer.
 - Halo? - zapytała zaspana.
 - Zoey? Jesteś u babci?
 - Tak. Coś się stało?
 - Nie. Chciałam tylko wiedzieć, czy cała doszłaś do domu.
 - No to szybka jesteś, Mar - powiedziała ze śmiechem. - Przepraszam cię. Nie mam teraz czasu rozmawiać. Zadzwonisz jutro?
 - Oczywiście. Śpij dobrze.
   Rozłączyłam się. Dopiero teraz zrozumiałam, że Adrian siedzi na małej sofie w przedpokoju i mi się przygląda.
 - Co? - spytałam zdezorientowana.
   Zaprosiłam chłopaka, którego ledwo znałam, do domu. I to na noc! Co ja zrobiłam? Może czułam się z nim bezpieczniej? Sama nie wiem, ale ogarnął mnie niepokój.
 - Nic. Po prostu staram się ciebie, że tak powiem, rozgryźć.
 - Rozgryźć?
 - Tak. Nie wiem o tobie wszystkiego. Chciałbym cię lepiej poznać.
 - W takim razie pytaj.
 - To nie miejsce i czas na takie rzeczy. Masz coś do picia?
   Wskazałam mu wejście do kuchni. Weszłam do pokoju i wyjęłam dwie szklanki.
 - Czego sobie życzysz? - spytałam.
 - A co masz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, rozglądając się po kuchni.
 - Może być sok jabłkowy?
 - Tak.. - zauważył gazetę, którą rano czytałam. - To ten artykuł? Z tą dziewczynką?
 - Tak - podeszłam do niego z sokiem. - Proszę. Nie mówmy o tym, dobrze?
 - Jasne. - odłożył gazetę.
   Poszłam na górę i przyniosłam mu pościel. Rozłożyłam kanapę w salonie i przygotowałam łóżko. Adrian siedział na fotelu obok i przyglądał się jak pracuję. Starałam się nie zwracać na to uwagi i nie pokazywać, że mi to przeszkadza.
 - Gotowe. - powiedziałam dumna z siebie, że wytrzymałam jego wzrok.
 - Masz może wino?
 - Wino? Możliwe.
   Sięgnęłam po kluczyk i otworzyłam barek. Wyciągnęłam czerwone wino i dwa kieliszki.
 - Może być? - pomachałam butelką w powietrzu.
 - Podaj. Naleję.
   Napełnił kieliszki. Usiadłam naprzeciwko niego. Oddzielał nas stolik do kawy. Oparłam się wygodnie i upiłam mały łyk wina.

Rozdział 1

   Zadzwonił budzik.
   Zerwałam się na równe nogi i biegnąc do drzwi od sypialni sięgnęłam po szlafrok. Zbiegłam po schodach i skierowałam się do kuchni. Zaparzyłam kawę. Nie wyobrażam sobie dnia bez kofeiny. Upiłam łyk i usiadłam przy małym stoliku, który stał w rogu pomieszczenia. Sięgnęłam po gazetę i, przeglądając najświeższe wiadomości, rozmyślałam o dzisiejszym dniu.
   Kate - moja najlepsza przyjaciółka, z którą znam się od przedszkola, miała dzisiaj na mnie czekać w Parku Narrowstreets. Jest to najpiękniejsze miejsce w małym miasteczku, w którym mieszkam - Irin.
   Spojrzałam na zegar. Dochodziła godzina 7:30. Zamierzałam wstać, ale moją uwagę zwrócił tytuł artykułu: "Miasteczko Irin zamienia się w piekło". Zmarszczyłam brwi i przeczytałam artykuł.
   W Irin dotychczasowy spokój zaburzyło porwanie 7-letniej dziewczynki - Hani Wesley. Zostały wszczęte poszukiwania nieletniej. Ostatnio widziano ofiarę w Parku Narrowstreets. Według światków porywacz był uzbrojony...
   Rozległo się pukanie do drzwi. Niechętnie odłożyłam gazetę i ruszyłam w stronę wejścia. Otworzyłam i zobaczyłam Zoey - moją młodszą siostrę. Była ubrana w białą bluzkę na ramiączka, granatowe szorty i trampki. Spojrzała na mnie przechylając głowę. Spojrzałam w lustro, które wisiało obok mnie. Byłam ubrana w jasnoróżowy szlafrok, włosy były poczochrane i związane w kucyk. Postanowiłam zignorować swój wygląd. Odwróciłam się do Zoey, odsunęłam się i gestem zaprosiłam ją do środka.
 - Cześć Zoey. Coś się stało? Gdzie rodzice?
 - Mama jest u babci a tata w pracy - weszła do środka rozglądając się dookoła. - Postanowiłam cię odwiedzić. Stwierdziłam, że za mną tęsknisz. - mówiąc to uśmiechnęła się złośliwie.
 - Napijesz się czegoś? - zapytałam zamykając drzwi.
 - Nie, dziękuję. Możemy pogadać?
 - O co chodzi? - usiadłam przy stoliku w kuchni gdzie leżała gazeta.
 - Ostatnio mam problemy w szkole.
   Zoey chodzi do 5 klasy podstawówki. Zawsze się dobrze uczyła, była zorganizowana. Jednym słowem była idealna - śliczna i mądra.
 - Coś nowego. - stwierdziłam z uśmiechem stukając paznokciami w filiżankę z kawą.
 - Dziewczyny z mojej klasy śmieją się, że.. jakby to powiedzieć.. Odstaję od reszty.
 - Zazdroszczą ci i tyle - powiedziałam upijając łyk kawy. - Jesteś ładna i inteligentna. Nie każdy może się pochwalić tymi cechami. Najlepiej nie zwracaj na nie uwagi. Kiedyś im się znudzi.
 - Myślisz? - powiedziała spoglądając w okno.
 - Wiem co mówię - złapałam ją za rękę i spojrzałam w jej jasnoniebieskie oczy. - Uwierz mi. Czy kiedyś cię okłamałam?
 - Nie, chyba nie - zatrzymała wzrok na mnie. - Muszę już wracać Mary. Mama się pewnie martwi.
 - Może cię podwieźć?
 - Nie trzeba. Przejdę się. - poinformowała, wstała i ruszyła do drzwi.
   Odprowadziłam ją do wyjścia. Zerknęłam na zegar przechodzą koło kuchni.
 - 8:23.. - wymamrotałam sama do siebie.
   Wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy białą podkoszulkę, szary sweter i dżinsy. Weszłam do łazienki, ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Rozczesałam kasztanowe włosy. Sama nie wiedziałam czy powinnam się martwić sytuacją Zoey. Nie podobało mi się, że została wyśmiana i odrzucona. Jednak była w szkole. Przecież jest bezpieczna. Prawda? Sama nie wiem co o tym myśleć. Dzieciaki w XXI w. są mało tolerancyjne, zazdrosne i robią głupie dowcipy innym. Oczywiście nie przeszkadza im, że są w szkole.
   Zakładałam buty - białe adidasy, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Odebrałam. To była Kate.
 - Cześć Mary. Z tej strony Kate. Czekam na ciebie w parku. Przyprowadziłam kogoś, kto chce cię poznać.
 - Powinnam się bać? - zapytałam ze śmiechem.
 - Hmm... raczej nie. Jest bezpieczny i przyjazny. - usłyszałam jak chichocze.
 - Zaraz będę. Wychodzę z domu. Daj mi 5 minut. - powiedziałam szukając kluczy w małej torebce.
 - Dobrze. Czekamy. Do zobaczenia. - powiedziała rozłączając się.
   Zamknęłam drzwi, schowałam klucze i wsiadłam do samochodu. Wyciągnęłam ze schowka przeciwsłoneczne okulary. Odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę parku.
   Kate czekała na mnie w naszym ulubionym miejscu. Białą ławkę otaczały płaczące wierzby. Był też mały staw, na którym pływały kaczki. Uśmiechnęłam się i przyśpieszyłam kroku, gdy Kate mnie zauważyła.
 - Nareszcie. - powiedziała przytulając się do mnie.
 - Nie mogłam być wcześniej. Zoey mnie odwiedziła i nie mogłam jej tak po prostu wyrzucić z mieszkania. - tłumaczyłam się.
 - To bez znaczenia. Ważne, że jesteś. A to - wskazała na chłopaka opierającego się o drzewo. - jest Adrian. Adrian, to jest Mary.
   Miał kasztanowe włosy - podobne do moich, i piękny uśmiech. Ubrany był w białą koszulę i dżinsy. Na ręku miał zegarek.
 - Miło cię poznać, Mary. - powiedział z uśmiechem, całując mnie w rękę.
 - Mi ciebie również. - odwzajemniłam uśmiech i wyciągnęłam rękę z jego uścisku.
 - Adrian też tańczy - zwróciła się do mnie Kate. - Dlatego chciał cię poznać.
 - Naprawdę? - spojrzałam na chłopaka, który znów stał oparty o drzewo.
 - To chyba nic dziwnego, prawda? - zapytał z nonszalanckim uśmieszkiem.
   Poczułam wibracje w tylnej kieszeni dżinsów. Wyciągnęłam komórkę, nie znałam tego numeru. Odebrałam.
 - Słucham. - powiedziałam.
   Nikt jednak nie odpowiedział.
 - Halo, jest tam ktoś? - spróbowałam ponownie nawiązać kontakt z rozmówcą.
   Zdenerwowana rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni.
 - Kto to był? - spytała Kate.
 - Nie wiem. Pewnie jakieś dzieci robią sobie żarty.
 - Wątpię. Słyszałem już o takich przypadkach. Osoby, które odbierają takie telefony, znikają bez śladu.
 - Przestań - skarciła go Kate. Złapała mnie za ramię. - To na pewno jakiś dowcip.
 - Tak. To na pewno dowcip.
   A co jeśli Adrian miał rację? Niedawno zaginęła dziewczynka. A jeśli to prawda i jestem w niebezpieczeństwie?